Kolka Sniegirow pędzi swoim Amo 1 Traktem Czujskim. Próbuje dogonić Raję, swą ukochaną, która gna amerykańskim fordem. Kolka nigdy nie dogoni Rai, zginie spadając w przepaść. Wszystko dzieje się w latach 30. XX wieku. Tak przynajmniej śpiewał o tym w popularnej radzieckiej pieśni Michaił Michiejew. Na podstawie legendy i pieśni powstawały filmy, jej odmienne, choć zawsze zbliżone wersje, usłyszeć można w każdej niemal wioscena Trakcie Czujskim. W miejscu zwanym Biełyj Bom 2 stoi pomnik, a na pomniku Amo iFord, którymi jechać mieli Raja i Kolka. I oczywiście – treść pieśni Michiejewa.
Historia o Trakcie Czujskim
To tylko jedna z wielu opowieści o Trakcie Czujskim. W końcu to najsłynniejsza z rosyjskich dróg, syberyjska wersja amerykańskiej Route 66. Zróżnicowana krajobrazowo, ciągnąca się przez góry, step, wzdłuż rzek, a także, pełna historii, zarówno tych poetyckich, jak ta o miłości Rai i Kolki, ale również prawdziwych, jak sama opowieść o przebudowie Traktu Czujskiego. A ta była naprawdę traumatyczna. Sam trakt prawdopodobnie służył już ludom zamieszkującym dzisiejszą rosyjską Republikę Ałtaju, Ałtaj mongolski, chińską prowincję Xinjiang i wschodni Kazachstan jako droga handlowa, odgałęzienie Jedwabnego Szlaku. Musiały tędy również maszerować hordy mongolskie, niepowstrzymane w swym zwycięskim marszu przez Wielki Step.
Rosjanie dotarli tu pod koniec XVIII stulecia, kiedy to Ałtajczycy zostali poddanymi cara. Zdaniem cara i Rosjan – dobrowolnie, zdaniem Ałtajczyków – niekoniecznie. Wtedy też rozpocząć się miały pierwsze prace nad unowocześnieniem drogi, które nie ustawały przez cały XIX wiek. W końcu, gdy władza przechodzi w ręce proletariuszy, w latach 20. XX wieku, zarządzona zostaje całkowita przebudowa połączona z wybetonowaniem i wyasfaltowaniem całego traktu. W latach 30., podczas najcięższych stalinowskich represji, trakt powstawał dzięki niewolniczej pracy zakluczonych.
Najtragiczniejsza i najbardziej znana jest historia kobiecego obozu w przysiółku Myjuta, które miały gołymi rękoma budować odcinek traktu, który nie został finalnie włączony do trasy. Niektórzy twierdzą, że przy budowie, zginąć miało ponad 15 tys. więźniów. Dziś Trakt Czujski ma 942 kilometry. Zaczyna się w Nowosybirsku w obwodzie nowosybirskim. Przebiega przez cały Kraj Ałtajski (m.in. okolice Barnaułu i przez Bijsk) i dociera do Republiki Ałtaju. Tam wije się od Majmy (na 453 km), aż do Taszanty (na 942km), gdzie znajduje się granica z Mongolią.
Ałtaj czyli kraina opowieści
W ogóle Ałtaj, jego zaklęte góry i step, to kraina opowieści. Niektóre z nich to potwierdzone badaniami archeologów i historyków opowieści o dawnym Ałtaju, jednak większość to przepełnione mistycyzmem i nadprzyrodzonymi zjawiskami ludowe podania. Najczęściej jednak przenikają się one ze sobą w taki sposób, że nie da się już oddzielić mitów zaklętych w ustnych przekazach, potwierdzonych badaniami odkryć i jawnych, foliarskich bzdur. W końcu jesteśmy w miejscu, gdzie zachodnia racjonalność i konieczna naukowość udowadniania istnienia rzeczy, dotarła już tylko jako odprysk wyobrażenia, jakie mieli o nich kolonizujący Syberię Rosjanie.
Kto pierwszy raz przysłuchiwać się będzie opowieściom mieszkańców republiki, odniesie wrażenie, że jest w miejscu magicznym, gdzie rzeczywistość jest tylko złudzeniem. Ale jak może być inaczej, skoro to serce Eurazji, a według niektórych energetyczne centrum świata i kulturowa kolebka ludzkości. W dzikszych miejscach, jeśli ktoś zostanie w samotności na noc, dużą ma szansę na spotkanie ałmysa – ałtajskiego odpowiednika sasquatcha (Wielkiej Stopy) albo yeti.
Na przełęczach pojawiają się zjawy zmarłych, lepiej tam dłużej nie przebywać – szczególnie w nocy. Ałtajska księżniczka z Ukok, zwana przez niektórych Syberyjską Lodową Dziewicą, chroni siebie i tajemnice swojego ludu, nie dając się wywieźć dalej, niż do Nowosybirska. Zagadkowe kurhany kultury pazyryckiej, łączyć mają Ałtaj z Azją Środkową, i dalej, przez opowieści Herodota, ze Stepem Pontyjskim.
I jeszcze moja ulubiona opowieść o wielkiej podziemnej cywilizacji. Wiele różnych nazw nadano tej krainie. W europejskich orientalnych fiksacjach zwano ją Agharta. W tradycyjnych wierzeniach tybetańskich występuje jako Szambala. Podanie o tej krainie, w różnej formie, odnaleźć można od Republiki Komi w północnej Rosji, aż po Indie i Tybet. Opowiadali o niej XIX-wieczni francuscy okultyści, opowiadali polscy podróżnicy, jak Ferdynand Ossendowski, przeniknęła do kultury popularnej. W Rosji mówi się o Białowodziu, w nawiązaniu do dawnych rosyjskich przekazów.
Kurhany Ałtaju, to zdaniem wielu, portale do tego podziemnego świata. Niektórzy, jak malarz Mikołaj Roerich (którego muzeum znajduje się w ałtajskiej wsi Multa), twierdzili, że to pod Biełuchą zaczynać ma się to Białowodzie, ulokowane pod sercem Eurazji. Roerich w fascynujących spirytystycznych opowieściach i kubistycznych formach swoich obrazów, opowiedział historię łączącą buddyjskie i tradycyjne opowieści Syberii i z wierzeniami Słowian. A wszystko to wynika z przekonania, którego początki datować można jeszcze na starożytność, że ziemia w środku jest pusta.
Ałtaj dla rowerzystów
Jednak nie samymi magicznymi opowieściami Ałtaju rowerzysta się żywi, i nie samym wyłącznie Traktem Czujskim jedzie. Jakiej by jednak trasy nie obrał, zawsze trafi, do któregoś z miejsc z magicznych opowieści. Ałtaj podtrzymuje atmosferę tajemniczości. Ale jako że w przyrodzie balans musi być zachowany, również podróżny jadący rowerem przez Republikę Ałtaju staje się niewyjaśnioną tajemnicą dla jej mieszkańców. Duchy na przełęczach? Każdy je praktycznie spotkał. Ałmysy nawiedzające szałasy pasterskie i odległe obozowiska? Nawet jeśli osobiście niespotkane, to z całą pewnością, któryś z członków rodziny miał okazję. Pierwowzór Kolki Sniegirowa w rodzinie? W każdym przysiółku się ktoś znajdzie. Ale człowiek, który z własnej woli postanowił rowerem przejechać Republikę Ałtaju? To już rzecz trudna do zrozumienia. Nie ma tu czego oceniać, to kwestia odmienności perspektywy, odmiennego postrzegania tego, co istotne, co zwyczajne, a co niezwykłe. Ałtajskie duchy mieszkały razem z Ałtajami zawsze. Przebywały z ludźmi, kiedy Księżniczka z Ukok była jeszcze piękną młodą kobietą, a nie wytatuowaną mumią. Były kiedy przechodzili tędy Mongołowie i karawany Jedwabnego Szlaku. A rower? Przecież to taka młoda zabawka.
Syberia widziana inaczej
Nie można oceniać, ale można spróbować zinterpretować. Oczywiście, będzie to interpretacja przez pryzmat własnego doświadczenia, a nie próba zrozumienia ałtajskiej duszy. Minęły już dawno czasy antropologów w białych garniturach, kategoryzujących dzikich wedle teoretycznie niejasnych wytycznych. To, co sprawia, że Ałtaj jest tak wyjątkowy, by przebyć go rowerem tkwi, oprócz tych niezwykłych opowieści, w przytłaczającym i niepokojącym pięknie południowej Syberii. Ałtaj wymaga odrzucenia wszelkich przedsądów poczynionych przed wyjazdem i zgodę na wchłonięcie w inaczej płynący czas. Co więcej, poza stereotypami historycznymi (no bo z czym się Syberia Polakowi kojarzyć może), trzeba odrzucić nawet przyswojone jeszcze na etapie dzięcięctwa postrzeganie odległości, geografii, matematyki, może nawet fizyki.
- Skąd jesteście?
- A my akurat mamy całkiem niedaleko na Ałtaj, bo z Omska. 1100 kilometrów,
jakieś 15 godzin jazdy.
- Tamten to ma odrobinę dalej. Z Jamału przyjechał.
- Fakt, że cztery dni jazdy, ale mam trochę więcej wolnego akurat.
- Skręcicie tam w prawo, potem kawałek podjazdu, zjazd i już zjedziecie do kanionu.
A kanion to taki, że trzy dni trzeba rowerem jechać, żeby przejechać cały. A potem jeszcze to
Jezioro Teleckie. Ma 80 kilometrów długości, a nad nim tylko jedna miejscowość.
- Możemy się zatrzymać w tej albo w następnej wiosce.
- Możemy w następnej, ale będzie za 70 kilometrów.
- Wyjedziecie z Aktaszu, po 30 kilometrach będzie Kuraj. Tam zaczyna się step.
- A dalej?
- Co dalej? Dalej też jest step, aż do Pekinu. Jakieś 3500 kilometrów, z dwie doby
pewnie byście samochodem jechali.
I tak ciągle, a wokół góry, las albo niekończący się step i rzeki. I wszędzie bezkres. Jeśli coś już tu jest, musi być ogromne – las, góra, step, rzeka. I ten Trakt Czujski i jego odgałęzienie, gdzie nawet przez moment nie może być płasko, albo w górę albo w dół. Najczęściej długo w górę, choć niezbyt stromo, a potem długo w dół – przy zjeździe, to już różnie. Trzeba się wyłączyć. A po przejechaniu tych oddalonych od siebie wiosek, po przełęczach i kanionach, można potem zrobić tylko jedno – usiąść wieczorem w bani, z brzozowymi witkami w rękach, rozgrzać się, a potem wskoczyć do lodowatej rwącej rzeczki. Wszystko tu jakby jest zaklęte.
Może zaklęte tak, jak w starej ałtajskiej legendzie – gdy córka chana Ałtaja, Katuń, miała wychodzić za mąż, ojciec zebrał najwyśmienitszych rycerzy, aby konkurowali o córkę. Ta jednak kochała prostego chłopca o imieniu Bij. Ojciec nie wyraził zgody na małżeństwo, więc Katuń uciekła z Bijem przez bezkresny step, który wtedy pokrywał tę krainę. Chan dostrzegł to w magicznym lustrze, po czym nakazał rycerzom ruszyć w pogoń. Gdy dostrzegł, że pogoń nigdy nie doścignie kochanków, wściekły przeklął wszystko co było pod jego władzą. Pędzące konie z jeźdźcami zamieniły się we wzgórza i góry Ałtaju, a jego własna jurta w Biełuchę Zbiegli tylko Katuń i Bij, zamieniając się w dwie rzeki o tych nazwach, które zbiegają się potem razem, jak para kochanków, tworząc potężną rzekę Ob. A ta już dalej, niczym nie powstrzymana, płynie aż do Oceanu Arktycznego.
Tekst: Bartłomiej Krzysztan, Barents.pl
Wycieczka: Ałtaj: Rowerem po najładniejszych górach Syberii
Termin następnej wycieczki: 18.07.2020 - 1.08.2020
https://www.barents.pl/wycieczki/rosja-altaj-syberia-na-rowerze